sobota, 26 maja 2012

Depresyjna końcówka maja

Starałem się zasnąć..., ale nie mogę, gdyż otaczają mnie myśli i rozważania, których nie potrafię przepędzić. Za chwilę napiszę pracę, pewnie się obronię i zamknę wreszcie jakiś etap w życiu. Ale co dalej? Nie wiem, czy ostatnio dokucza mi jakiś dół, czy może może faktycznie czarne chmury zbierają się nade mną, aby wreszcie zagrzmieć i spłukać ze mnie wszystko.
Od roku chcę się przeprowadzić, od roku szukam jakichś okazji, które w sumie nie przychodzą. Wszystko jest po za moim zasięgiem. Myślałem o kredycie, ale przeraża mnie to, że musiałbym go spłacać sam (o ile bym go w ogóle otrzymał), szczególnie, że w pracy nie mam wesoło. Wynajęcie mieszkania pochłania wręcz gigantyczne fundusze, a wynajęcie pokoju znowu mnie nie satysfakcjonuje. I tak oto jestem w kropce.
No właśnie, napisałem, że w pracy nie jest wesoło. Owszem, nie jest. Nigdy jeszcze nie byłem tak zestresowany pracą, jak obecnie i nie wiem jak długo to wszystko uda mi się dźwigać. Wkładać całego siebie, dość umiejętnie omijać przeszkody i naprawiać czyjeś błędy byłoby wspaniałym wyzwaniem - tylko praca bez motywacji staje się koszmarem. Za to niemal codziennie jakieś "ale", prawie zawsze zjeby za coś, co nie jest ode mnie zależne. Mimo tego, głowa zawsze do góry, uśmiech (prawie) zawsze na twarzy.
Niedawno cieszyłem się, że moja książka "do szuflady" jest już w całości wymyślona. Super! Problem tkwi w tym, że nie potrafię ruszyć dalej i pisać. Boże, czy ja faktycznie jestem obecnie w stanie napisać tylko stronę miesięcznie w porywach natchnienia...? Na końcu 51 strony, po zupełnie spieprzonym początku piątego rozdziału napisałem KURWA NIE MAM WENY... Jezu niech już wróci...
W tym roku wyjazd do Pragi znowu nie wypali, w sumie żaden większy wyjazd nie wypali, w sumie, to urlop mam we wrześniu - chociaż możliwe, że nie przedłużą mi umowy: tylko takiego podziękowania za wkład w pracę mogę się spodziewać po tym wszystkim, czego doświadczyłem. Może chociaż weekend w Berlinie u kuzyna mi się przytrafi, ale skoro nie udał się rok temu, to pewnie i w tym nie uda się skoordynować wolnego czasu po obu stronach granicy.
Pomyślałem, że lekarstwem na rozwiązanie chociaż części powodów depresyjnego humoru byłoby się zakochać. Miłość jednak jest mi daleka i wydaje mi się, że w tej kwestii już nigdy się nic nie zmieni. Nie mam pojęcia, co było powodem nieudanych znajomości... Muszę być chujowy w sercowych sprawach, ech...
Jakieś pocieszenie na koniec? Nie wpada mi nic do głowy. Jutro, jak się obudzę, umyję, wyjdę na rower, pojadę do Parku Przemysłowego i będę jeździł tak długo aż padnę na twarz. Może w ten sposób wypocę złe myśli! 

środa, 16 maja 2012

Stałem się potencjalnym dawcą szpiku kostnego

   Już kilkakrotnie zastanawiałem się nad podjęciem decyzji o tym, aby zasilić grono kandydatów do dawców szpiku kostnego. Niejednokrotnie okazję taką miałem (np. za zeszłorocznych bydgoskich juwenaliach), jednakże zawsze coś stało na przeszkodzie: od braku czasu, poprzez strach, na zwykłej niewiedzy kończąc.
   Dwie ostatnie przyczyny zostały zwiane z powierzchni mojego umysłu całkiem niedawno, kiedy poświęciłem niecałą godzinę na poczytanie o problemie jakim jest białaczka, oraz o samym dawstwie. Iskrą zapalną był tutaj wykop.pl, na łamach którego pojawiło się AMA (Ask Me Anything), w którym człowiek, który miał okazję zostać dawcą odpowiadał na pytania czytelników Wykopu. Była to kopalnia wiedzy, dzięki której dowiedziałem się kilku ważnych rzeczy, o których napiszę poniżej, oraz taki przysłowiowy kopniak w moją chudą dupę, który zmotywował mnie do działania.
   Moim, jak wielu innych problemem nr 1 był strach przed bólem. Nasłuchałem się kiedyś, że takie pobieranie szpiku niesamowicie boli. I owszem, zapewne tak jest, tylko, że podczas pobierania szpiku jesteśmy pod narkozą, a więc jedyne, co czujemy, to ból po zabiegu, który jest określany jako podobny do stłuczenia. Taki obrót spraw jest zdecydowanie in plus. O tym, o czym w ogóle nie wiedziałem, to fakt, że około 80% dawców wcale nie jest poddawanych hospitalizacji i nikt im szpiku kostnego nie pobiera z talerza kości biodrowej (nie jest to rdzeń kręgowy!). Otóż 80% dawców oddaje komórki macierzyste, które pobierane są z krwi obwodowej, a następnie w specjalnej maszynie odseparowywane. Sprawa wygląda podobnie jak podczas oddawania osocza u honorowych dawców krwi, tylko trwa dłużej i do aparatury podłączone są obydwie ręce.
   Z nową wiedzą po raz kolejny sprawę przemyślałem i niecały tydzień później udałem się na stronę Fundacji DKMS, gotowy złożyć wniosek o zostanie potencjalnym dawcą szpiku. Wypisałem prosty formularz i zgodnie z zaleceniem grzecznie czekałem na przesyłkę rejestracyjną.
   Dzisiaj listonosz wręczył mi kopertę od DKMS, w której znalazłem:
  • formularze rejestracyjne,
  • ulotki informacyjne,
  • list, w którym proszą o przemyślaną decyzję,
  • kopertę zwrotną,
  • kody kreskowe do nalepienia na formularze,
  • zestaw 2 pałeczek do zrobienia wymazu z wew. części policzka
   Cały zestaw możesz zobaczyć poniżej, a ja jutro z samego rana idę na pocztę odesłać formularz zgłoszeniowy. Być może uda mi się uratować czyjeś życie :)





   Kartę potencjalnego dawcy szpiku otrzymałem po pewnym czasie. Możesz przeczytać o tym TUTAJ.

Najczęściej czytane w ostatnim miesiącu