W zeszłym tygodniu mogłeś, drogi czytelniku, przeczytać na Przystani Snów recenzję filmu [REC]3. Dzisiaj zapraszam Cię do poświęcenia kilku chwil dla mojej opinii na temat filmu Lake Mungo – australijskiego niskobudżetowca, napisanego i wyreżyserowanego przez Joela Andersona, tytułu, który na łamach Internetu zbiera całkowicie skrajne oceny. Według mojej oceny, Lake Mungo jest horrorem wyśmienitym, gdyż obraz powstały w 2008 roku, swoim klimatem sięga głęboko do korzeni filmów paradokumentalnych i sprowadza na widza autentyczny strach.
Swoją przygodę z Lake Mungo rozpocząłem ładnych parę lat temu, kiedy w sieci zobaczyłem jego przykuwający uwagę zwiastun. Niestety film nie był dystrybuowany w Polsce i nie jest do tej pory, ogólnie będąc jednym z bardziej trudnych do zdobycia filmów po światowej premierze. Szczęściu trzeba pomagać i tak właśnie w godzinach późnowieczornych miałem przyjemność znowu poczuć strach. Swoim gatunkiem Lake Mungo wpisuje się między takie filmy jak Blair Witch Project, czy niedawne Paranormal Activity, dość boleśnie bijąc ten drugi na głowę. Obraz Andersona zrealizowany jest w formie filmu dokumentalnego na temat śmieci szesnastoletniej Alice Palmer.
Sceny wywiadów z rodziną, czy przyjaciółmi, przeplatane są z nagraniami między innymi syna Palmerów, Mathew i w dość intersujący sposób opowiadają tragiczną historię śmierci ich córki. Fabuła początkowo nie jest skomplikowana, ale wraz z jej zgłębianiem widz dowiaduje się o coraz ciekawszych zawiłościach i okolicznościach związanych z wycieczką nad Jezioro Mungo. W międzyczasie rozpoczyna się rozwiązywanie tajemniczych zjawisk mających miejsce w domu dotkniętej tragedią rodziny.
Co więc w Lake Mungo jest tak niesamowitego? Zapewne jeżeli oglądałeś Blair Witch Project i się bałeś, doskonale znasz odpowiedź na te pytanie. Otóż gatunek horroru zdominowany jest przez filmy gore, slashery i screamery, które to zazwyczaj charakteryzują się szybką akcją, ale często również brakiem klimatu. Strach wywoływany jest w nich poprzez nagłe uderzenie dźwięku, obrzydliwe sceny, czy niechęć widza do znalezienia się w konkretnej sytuacji. Rzadkością na rynku filmowym są tytuły, które grozę wywołują poprzez odpowiednio surowy klimat, filmy, które nie pokazując prawie nic, dzięki bujnej wyobraźni widzów, przywołują dość charakterystyczne uczucie lęku. Takim filmem właśnie jest Jezioro Mungo. Akcja w tym tytule jest umiejętnie wyważona, spokojna, skrojona tak, aby jak najbardziej przekonać widza o tym, że ogląda coś prawdziwego. Wtedy na scenę wchodzą nagrania. Niewyraźne, dziwne, ale dzięki świetnie dobranym dźwiękom, oraz muzyce, mrożące krew w żyłach. Niedawno miałem okazję oglądać inny film w podobnej konwencji pt. Grave Encounters, był wyśmienity do momentu, w którym źle wywarzony klimat filmu sprawił iż nie odczuwało się potrzeby dalszego oglądania.
Lake Mungo z całą pewnością nie spodoba się wszystkim. Jak już wspomniałem we wstępie, oceny filmu są niesamowicie rozbieżne i w wypowiedziach Internautów można dopatrzeć się tego, że to co dla jednych jest zdecydowanym plusem, dla innych zdaje się być całkowitą porażką. Do jakiej grupy należysz Ty?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz