czwartek, 25 kwietnia 2013

Recenzja: [REC]3 Genesis, czyli żenada do potęgi trzeciej

   Wydawało mi się, że w dziedzinie filmu, dno już widziałem. Wydawało mi się, że widziałem dno i kilometr mułu pod dnem. Okazało się jednak, że życie potrafi zaskakiwać i tutaj, że nawet z doskonałego tematu, zrealizowanych wcześniej dwóch projektów, które rozlegle rozbudowały fabułę przygotowując grunt pod teoretycznie świetną jej kontynuację, można całkowicie rzecz spieprzyć! Oglądałem [REC]3 Genesis i chcę Cię ostrzec drogi czytelniku, abyś nie wkraczał na tą ścieżkę, co ja. 
   Przygotowując się do konsumowania trzeciej serii [REC] nie byłem gotowy na szok, który film ten mi zafundował. Spodziewałem się, iż otrzymam obraz na miarę dwóch pierwszych części, coś bardzo dobrego (i uważam, że moje oczekiwania były usprawiedliwione). Jak wspomniałem wyżej, wcześniejsze części [REC] były bardzo dobre, miały interesującą, choć nieskomplikowaną fabułę. Wreszcie zombie posiadły nieco inną genezę, a całość zrealizowana została a’la zagubione taśmy ekipy programu telewizyjnego. Byłem wówczas i jestem nadal przekonany, że od Blair Witch Project są to jedyne filmy, które tak wysoko trzymają poziom mistrza gatunku. Co więcej, pierwszy [REC] to jedyny film w moim życiu, który zmusił mnie do reakcji, której się po sobie nie spodziewałem. Otóż w filmie jest wiele elementów typowego screamera i to jeden z nich doprowadził mnie do wrzasku i zerwania się z kanapy. Mój drogi brat niekrycie lał ze mnie w drugim pokoju, uważam jednak, że przeżycie było tego warte. Wracając do tematu, chcę wyraźnie zaznaczyć, że posiadając taki zapas fabularny i takie pierwowzory, [REC]3 powinien był kontynuować znakomitą passę, mając do tego idealne warunki fabularne. Tak się jednak nie stało.


   Film ten przenosi akcję ze starej, miejskiej kamienicy na zaślubiny Clary i Koldoa dość zmyślnie, doskonale wykorzystując akcję, która działa się w poprzednich częściach, dając jednocześnie nadzieję widzowi, że półtorej godziny będzie dobrze wykorzystanym czasem. Niestety akcja niesamowicie się ślimaczy. W zasadzie widz może poczuć się, jakby oglądał nagranie z zamążpójścia dalekiej kuzynki Anki: ani to interesujące, ani śmieszne, czasami żenujące. Poznajemy kilka postaci, które tak naprawdę nic nie wprowadzają do fabuły, pełniąc jedynie funkcję zapchajdziury (tylko po co, skoro można było czas ten wykorzystać lepiej?!). Później akcja nagle przyspiesza, niby wreszcie, ale nie ma tu stopniowania napięcia… jest BUM i jedziemy na 100% nie zważając na stracony klimat.


   Ku mojemu rozczarowaniu prócz beznadziejnej fabuły, o której jeszcze niżej napiszę, możesz spodziewać się równie beznadziejnej gry aktorskiej, która, jak na horror przystało, czasami rozśmieszy Cię do łez… Leticia Dolera, występująca w roli Clary, praktycznie nie odwzorowuje emocji, grając na jedno kopyto, chociaż może to być wina fatalnego scenariusza. Nieco lepiej wypada jej filmowy mąż Diego Martín, ale fajerwerków i tutaj nie ma. Tej dwójce przez cały film przygrywa kiepska, zupełnie z czapy wzięta muzyka, wytrącająca pozostałości klimatu horroru po za granice zdrowego rozsądku.
   Na FilmWeb znalazłem dość adekwatny do moich odczuć komentarz podsumowujący trzecią część [REC]:
"Kolejny przykład ze świata kinematografii, pokazujący w jaki sposób można zbezcześcić ciekawą fabułę. Brak pomysłu na kontynuację dwóch wielce udanych części aż nadto razi, wystawiając twórcom najgorszą z możliwych not. Wprost nie do wiary, że tak żenujący scenariusz ujrzał światło dzienne."
   Na koniec recenzji właściwej napomknę jeszcze o tytule trzeciej części omawianego obrazu. Otóż brzmi ona [REC]3 Genesis (polska wersja tytułu to [REC]3 Geneza), co dość jednoznacznie wskazuje, że w filmie odkryjemy genezę serii, czyli być może to, skąd dokładnie biorą się dziwne anomalie w zachowaniach ludzi, bądź może jaki był początek tego całego bałaganu w kamienicy. Tego ja się spodziewałem. Niestety dopisek Geneza przy tytule znalazł się tam chyba przypadkowo, gdyż w fabule nie zostało powiedziane absolutnie nic nowego, czego byśmy jeszcze nie wiedzieli z poprzedniej części! Być może jednak polskie tłumaczenie jest błędne, a twórcom oryginału chodziło o Księgę Rodzaju ze Starego Testamentu, która z Greki nazywa się właśnie Genesis, a którą to odczytywał ksiądz w finale filmu.
   Mam nadzieję, że kolejna część serii [REC] wzniesie się ponad standardy nadane w trójce. Jest ku temu dużo wskazówek, jak choćby scenariusz, który zostanie napisany przez Jaume Balagueró, autora dwóch pierwszych części, bądź wypuszczony jakiś czas temu teaser trailer, który w ogóle nie uwzględnia akcji z trójki.
   To byłoby tyle w temacie tej dość luźnej recenzji, a tymczasem…

[UWAGA, TU KOŃCZY SIĘ RECENZJA, AUTOR MA ZAMIAR PASTWIĆ SIĘ NAD „DZIEŁEM” UJAWNIAJĄC FABUŁĘ,
WRAZ Z ZAKOŃCZENIEM. SPOJLER ALERT!]

   Zacznę od tego, że zaliczam się do ludzi bardzo tolerancyjnych w sprawach niezgodności filmowych z życiem rzeczywistym. Jestem zdania, iż film fabularny może cechować się np. zupełnie innymi prawami fizyki, inną historią świata, itd. Tak więc dopuściłem m.in. to, że koniczyny w niektórych tytułach odrywają się od ciała zbyt łatwo, tudzież aby przywrócić kogoś do życia wystarczy strzykawka z igłą podpiętą do akumulatora (patrz Evil Dead 2013). Dlatego rzadkością jest abym oglądając film przewracał oczy na widok jakichś absurdów.
   W Genezie [REC]3 oczy przewracałem wielokrotnie. Zaczęło się od wujka Pepe, który łaził jak nawalony, a przemiana zajęła mu zdecydowanie dłużej, niż innym – niestety nie wiadomo dlaczego. Byłoby to jednak czepialstwo w moim odczuciu, gdyby chodziło o inny film. Czepianiem się nazwałbym również zmianę koloru oczu, który z krwistoczerwonego i czarnego występujących we wcześniejszych częściach, wymieniony został na bladobłękitny, jak u nieboszczyków – posunięcie bardzo kiepskie, bowiem wcześniejsze kolory były naprawdę porażające. Śmieszne jest natomiast natychmiastowe, z sekundy na sekundę marszczenie się skóry twarzy osoby przemienionej, chociaż widzę to ostatnio w większości filmów zombiepochodnych, co bardzo mi nie pasuje. Co ciekawe skóra takiego przemienionego zmienia kolor i strukturę wyłącznie na twarzy, tudzież na dłoniach. Zmiana nie dotyczy szyi, ramion, rąk, dekoltów, czy nóg.
   Prawdziwą furią napawało mnie nielogiczne, absurdalne zachowanie bohaterów filmu. Choćby babcia wykrzykująca na opętanych w otwartym wejściu do kościoła, mając tych na wyciągnięcie ręki. Rozcinanie sukni ślubnej piłą mechaniczną. Bieganie zakrwawionej panny młodej w butach na obcasie (!), czy zombie pożerające pana gąbkę. Ujęcie po prostu wyglądało komicznie. Szczytem wszystkiego była natomiast scena odnalezienia się pary młodej i kilkunastosekundowe przytulańce, kiedy wokół dosłownie dziesiątki szaleńców gotowych ich rozszarpać na śmierć… RUN FOR YOUR LIFE, FOOL! Na ich szczęście jakiś ktoś zaczął odprawiać modlitwę w jakiejś „reżyserce” i wszystkie opętane zombie zatrzymały się spazmatycznie trzęsąc głowami jakby mieli atak padaczki. Na miłość Boską, nie można było zastosować tego samego motywu, co w drugiej części filmu, gdzie opętany żołnierz zwyczajnie przerażał?
   Nielogiczności w filmie jest od groma. Jesteś w schronieniu i wiesz, że te gówno Cię tu nie dorwie, ale co tam pół godziny to i tak za długo, żeby siedzieć bezczynnie. Może wyjdźmy wszyscy do tego zamkniętego autobusu i bez kluczyków ucieknijmy. Ale tam są hordy tych niby ludzi, co to chcą nas zjeść! No to tym bardziej chodźmy, wszyscy! Nie ma sensu, aby poszły dwie osoby i przyprowadziły busa bliżej. Ech! Logiczne było też w mniemaniu autorów horroru umieszczenie dwóch bohaterów w średniowiecznych zbrojach. Owszem, to nawet pomysłowe z punktu widzenia postaci, ale do cholery wzbudza salwy śmiechu!
   Nie ma sensu pisać dalej w tym temacie. Scenariusz do filmu jest spieprzony w każdy najdrobniejszym calu, a mnie osobiście bardziej przeraża nocne wycie kotów w ogrodzie za oknem, niż [REC] 3 Genesis.

Przeczytaj również Recenzję filmu Lake Mungo

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najczęściej czytane w ostatnim miesiącu