Co ja właśnie obejrzałem?! Czyli jak to jest, kiedy autor Przystani Snów zabiera się za tak zwane mindfucki. Jedną z bardziej pamiętnych dla mnie recenzji, które wyszły spod moich rąk, była opublikowana w ramach cyklu cineMMa na portalu mmbydgoszcz.pl opinia na temat filmu Ludzka stonoga. W komentarzach najpopularniejszym słowem było słowo obrzydliwe, a ja byłem zadowolony, że pisałem o filmie wówczas mało znanym. Wcześniej był jeszcze HorrorFestival.pl organizowany przez Multikino, w którego repertuarze znalazła się noc filmów krótkometrażowych, a wśród nich np. Moja miłość pływa w kanałach. Jednak żadne z powyższych nie dorównuje różnorodnością Abecadłu Śmierci.
Na takie perełki najczęściej trafia się przypadkiem i myślę, że tak też było i tym razem, ponieważ zupełnie nie pamiętam skąd wzięła się chęć obejrzenia akurat tego tytułu. Szybki rekonesans na temat filmu na filmweb.pl i okazuje się, że ABCs of Death to nie jedna fabuła, a dwadzieścia sześć nowel wyreżyserowanych przez dwudziestu sześciu reżyserów z całego świata. Krótkie filmy łączy ze sobą temat śmierci, który przedstawiony został obraźliwie i obrzydliwie, łamiąc wszystkie przyjęte zasady dobrego smaku - a więc będzie ciekawie. Dodatkową inspiracją dla każdego reżysera miała być litera alfabetu, która została przypisana do jego filmu, a do której miał się odnosić jego tytuł i treść.
No i voilà, przede mną Abecadło Śmierci, trwająca 129 minut fala filmów lepszych, gorszych i tak złych, że jedynym racjonalnym wyjściem ku nie uszkodzeniu sobie szarych komórek jest przewinięcie jego fabuły do do kolejnej literki. Będę zupełnie szczery i przyznam się, że przewijałem i ja. Niektórych produkcji zwyczajnie nie dało się oglądać...
Na pierwszy ogień poszedł film A jak Apokalipsa, reżyserii Nacho Vigalondo. Pierwszy i od razu tak niedorzeczny! Niby proste - kobieta rozcina facetowi rękę, krew tryska na wszystkie strony, następnie dźga go nożem w gardło, kolejne źródło krwi, oblewa go gorącym tłuszczem po twarzy, ale na koniec ucina sobie z nim pogawędkę zupełnie na luzie, a on wygląda jakby się nic nie stało. Początek nie zapowiedział nic dobrego. Ale nie czepiajmy się szczegółów, ponieważ literki B, C będą całkiem przyjaźnie wyprodukowane, a literka D jak draka psów nie dość, że świetnie zrobiona, to jeszcze pozostawia pole do interpretacji. Pomyślałem, że zabawa się rozkręca. E jak eksterminacja minęło szybko przyprawiając mnie o ciarki na plecach i nadszedł czas na literkę F...
Za F odpowiedzialni byli Japończycy i już wiedziałem, że pewnie nie obejdzie się bez całkowitych absurdów. Niejaki Noboru Iguchi całkowicie mnie zniszczył, gdyż jego film opowiada historię wielkiej, śmierdzącej miłości między uczennicą, a nauczycielką. Już w pierwszej minucie tego krótkiego metrażu, główna bohaterka puściła przy swojej nauczycielce głośnego bąka, który podwinął jej krótką spódniczkę, niczym powiew z metra uniósł niegdyś spódnicę Merlin Monroe. Wzajemna miłość tej dwójki do siebie i do wąchania wspólnych gazów w obliczu końca katastrofy, w sposób "spektakularny" została przedstawiona w dalszej części krótkometrażowca. What's wrong with you Japan?!
W całym zestawieniu krótkometrażowych filmów Abecadła dwa wywołały u mnie mdłości. Największy problem miałem podczas oglądania literki Y is for Youngbuck. Dobrze, że ptasie mleczko i kakao odstawiłem wcześniej, ponieważ mógłbym nie powstrzymać ataku dobywających się z żołądka wymiocin. Y przedstawia krótko, ale treściwie losy starego pedofila, który po meczu koszykówki zlizuje pot młodych chłopców z ławki rezerwowych - wystarczy sobie to zwizualizować, a żołądek automatycznie się zaciska. Chociaż nie przepadam za tą tematyką w filmach, to muszę przyznać, że Y był wyśmienity. Nie każdy film potrafi w tak prosty sposób, tak bardzo wzbudzić we mnie pokłady całkowitej odrazy do innego człowieka.
Większość filmów utwierdzała mnie w przekonaniu, że pod dnem mogą być jeszcze nieskończone ilości mułu. Po zakończeniu seansu doszedłem do wniosku, że reżyserów zaprezentowanych krótkometrażowców podzieliłbym na kilka kategorii. Tych, płodnych, którzy wymyślili coś ciekawego, dzięki czemu Abecadło obejrzałem do końca. Tych pomysłowych, którym zabrakło natchnienia, ale jakoś dali radę. Tych bez pomysłu i bez natchnienia, którzy honorowo postanowili nakręcić coś o jakości okołoamatorskiej, oraz tych, którzy z braku pomysłu i natchnienia postanowili uraczyć nas rzadkim gównem wylanym prosto na naszą twarz. Ach! Zapomniałem o Japończykach - to coś niepoddającego się jakimkolwiek kategoriom.
Największe wrażenie zrobiło na mnie aż siedem z dwudziestu sześciu literek. Niezły wynik! Poniżej możesz obejżeć fragmenty Abecadła Śmierci, które przypadły mi do gustu, umieszczone bez większego ładu.
X is fo XXL
Bardzo krwawy i brutalny krótkometrażowiec opowiadający o panującym w dzisiejszych czasach kulcie szczupłej figury, oraz o tym jak pewna kobieta podczas załamania psychicznego postanowiła odchudzić się w sposób...
R is for Removed
Nie wiem, co o nim myśleć. Wyśmienicie nakręcony i zmontowany. Podatny na interpretację. Niesamowity.
L is for Libido
Film umieściłbym gdzieś w okolicach pełnometrażowego Hostelu 2. Twórcy prezentują nam oderwany od rzeczywistości konkurs z eliminacjami, któremu przyglądają się zamaskowani widzowie. Świetnie zaprezentowane ludzkie skrzywienia i zboczenia. U mnie wywołał mdłości.
I is for Ingrown
Ponownie świetny obraz, z wyśmienitymi zdjęciami. Ten obrazuje wolną śmierć na skutek wstrzykniętej trucizny.
O is for Orgasm
Tytuł mówi wszystko. Subtelny i bardzo oryginalny film.
P Is for Pressure
Kolejny film ukazujący perwersję ludzkiej rasy. Ukazuje też jak wiele emocji można upchnąć do filmu krótkometrażowego, jednocześnie nie pokazując wielu okrutnych ujęć
V is for Vagitus
W Abecadle znalazło się też miejsce dla krótkiego metrażu w wersji science-fiction i to w świetnym wydaniu.
Świetna ta recenzja - uśmiałem się głośno, ale oglądanie filmu raczej sobie daruję...
OdpowiedzUsuń