Jak już wspominałem w ostatnim odcinku krótkiej serii o Szwajcarii i tego, czego można się w tym niewielkim kraju spodziewać, jest tam dużo rowerzystów. To pierwszy kraj, w którym byłem, gdzie tak dużo ludzi korzysta z tego środka transportu. Nie ważne czy za oknem plucha, czy potok gorących promieni słonecznych leje się z nieba. Nie ważne, czy jest minus piętnaście, czy plus trzydzieści. Rowery to w Szwajcarii podstawa.
Jako, że ja już mniej więcej od marca/ kwietnia każdego roku również przesiadam się z auta na rower jeżdżąc do pracy i czasami do szkoły, szczególną uwagę zwróciłem na to jak zachowują się kierowcy względem rowerzystów, jaka jest infrastruktura drogowa, czy są stojaki na rowery i na czym Szwajcarzy jeżdżą.
Lucerna, ustawione na brzegu chodnika rowery ciągną się od początku po sam koniec ulicy. |
Wnioski, jakie mi się nasunęły po pierwszych obserwacjach były takie, że Szwajcaria to raj dla rowerzystów. Zapewne dlatego taki ogrom ludzi porusza się tymi jednośladami. O tym, że w tym kraju w zasadzie nie ma złodziejstwa dowiedziałem się już kiedyś, czytając w sieci jakiegoś bloga autorstwa Polaka, który ma okazję tam żyć. Wówczas wyobrażałem sobie to nieco inaczej: nie ma włamań do domów, do aut, nie ma zapewne czegoś takiego jak wyrwanie kobiecie torebki i strzałka w długą. Tak to sobie wyobraziłem.
W rzeczywistości wygląda to jeszcze ciekawiej. Otóż dobrym przykładem jest np. kwiaciarnia, która pozostawia swoją zewnętrzną ekspozycję kwiatów na zewnątrz również w nocy, kiedy w sklepie nikogo nie ma o po ulicach chodzą jedynie nieliczni mieszkańcy. Wuj kiedyś rozmawiał z rodowitym szwajcarem o konkretnej kwiaciarni w Menziken, gdzie mieszka. Sklep oczywiście jest zamykany, ale na szerokim chodniku przez 24h pięknie prezentuje się cała masa kwiatów. Szwajcar na początek nie zrozumiał, o co wujowi chodzi. Wreszcie powiedział: a po co mi, człowieku, kradziony kwiat? ani to ładne, ani nie przywodzi pozytywnych myśli o tym co zrobiłem. Ludzie w tym państwie pozostawiają otwarte domy, garaże, auta... Rowery natomiast pozostawiane są samopas, wzdłuż chodnika, często nie przypięte do niczego, jak na zdjęciu powyżej.
Jeśli mój rower zniknie sprzed budynku, w którym pracuję, to znaczy, że ktoś go pomylił ze swoim. Po co komu kradziony rower? Zaiste wspaniały tok rozumowania!
Lucerna, w centrum miasta rowery zaparkowane są wszędzie, nie powodując jednak wrażenia bałaganu. |
Oprócz niekończących się rowerowych ciągów wzdłuż chodników, w większych miastach, jednoślady zaparkowane są również przy specjalnych barierkach, tworząc rowerowe wyspy. Mniejsze miasta, bądź miejsca, gdzie jeździ mniej ludzi posiadają standardowe stojaki rowerowe o różnych kształtach i wzorach, jak i prawdziwe garaże, oraz wiaty z pleksi pod którymi rowery są ochraniane przed deszczem. W zasadzie parkingi rowerowe są tam tak samo popularne, i tak samo się ich wymaga, jak parkingów samochodowych.
Szwajcarzy posiadają też wspaniałą infrastrukturę drogową przystosowaną do ruchu rowerowego. Znajdują się tam świetnie utrzymane ścieżki rowerowe, z własnymi przejściami dla pieszych i skrzyżowaniami. Jednak większość dróg rowerowych jest częścią wspólną z drogami, po których poruszają się zmotoryzowani. Aby linie się ludziom nie mieszały, auta powinny trzymać się oznaczeń białych, natomiast dla rowerów pasy i znaki malowane są liniami żółtymi (tak mi jakoś zapadło to w pamięć, ale wygląda na to, że jest jednak inaczej: w miastach ścieżki są wytyczane na czerwonych pasmach, na drogach po za miastem jest tak jak to opisałem powyżej).
Przez cały swój pobyt nie spostrzegłem, aby ktokolwiek trąbił na rowerzystę, tak jak to bywa u nas. Wuj, który jest kierowcą autobusów miejskich w Lucernie, twierdzi co prawda, że czasami rowerzyści go irytują swoim zachowaniem, ale zazwyczaj zarówno kierowcy jedno i dwuśladów doskonale zdają sobie sprawę z tego gdzie, co im wolno.
Podoba mi się, jak opisujesz Szwajcarię. Ja tam byłam tylko raz, przez chwile dosłownie. I to późnym wieczorem. Byłam na wycieczce, jeszcze w średniej szkole, dookoła Europy i jednym z przystanków była Genewa. Spędziliśmy tam jakieś 3 godziny, po ciemku. Niewiele więc mogłam zobaczyć. Ale może wybiorę się tam kiedyś na jakieś wakacje? Kto wie!
OdpowiedzUsuń