piątek, 30 listopada 2012

Moje przydomowe ZOO: sikorki

   Mam szczęście mieszkać w kamienicy, naprzeciw której roztacza się mały ogród na skarpie. Kiedyś zadbany, bardziej sad, obecnie zdziczały, porośnięty chwastami, ale niezmiernie czarujący. Ponieważ skarpa biegnie wzdłuż całej ulicy, tuż za kamienicami i jest podzielona na parcele, roślinność ją pokrywająca znajduje się wszędzie, zmieniając jedynie formę: od fragmentów zadbanych, przez te które jeszcze kilka lat temu formowane były ludzką ręką, skończywszy na tych całkowicie dzikich, przypominających niewielki fragment lasu.
   Nic więc dziwnego, że ta gęsta niekiedy roślinność przyciąga zwierzęta, szczególnie zaś ptaki i... koty. Dachowce są najczęściej dość sympatyczne, dbają o to, aby w okolicy nie pojawiały się gryzonie, za co lokalni mieszkańcy są im bardzo wdzięczni... do czasu marcowania, które częstokroć rozpoczyna się już w lutym, a które to ciągnie za sobą jedną uciążliwą konsekwencję: kocie wojny. O tym jednak napiszę przy innej okazji.
   Wśród sporej ilości gatunków ptaków, najbardziej towarzyskie są sikorki. Nie stronią od człowieka, są mało płochliwe, dzięki czemu można przyglądać się im godzinami. Raz zaproszone na przydomowy parapet, przylatują często i tłumnie. Ponieważ te małe ptaszynki są bardzo ruchliwe, wciąż się wiercą i wypatrują, ich fotografowanie jest dla amatora dość ciężkie - za wyrozumiałość dziękuję.


   Sikorki pojawiły się za naszym oknem nagle, kiedy to rodzina na zimę opuściła swój działkowy raj na ziemi i postanowiła, że tutaj, w mieście, również chce jeść śniadanie w towarzystwie przyrody. Pierwszym krokiem w tym celu było wystawienie za okno nieco słoninki, która miała za zadanie zwabić ptaki i sprawdzić, czy będą w ogóle chętne do dzielenia się swoim towarzystwem. Na początku pojawiały się w kilka osobników, nieco nieufnie, rozglądając się w ogół i zaglądając do okien. Z czasem pojawiało się ich coraz więcej.


   Są okresy, w których sikorki raczej się nie pojawiają często. Dlatego też pokarm na naszym parapecie nie zawsze jest wystawiony. Jakie było moje zdziwienie, kiedy jesienią, po pół roku przerwy, sikorki zalatywały na parapetowy płotek kuchennego okna szukając pokarmu - doskonale pamiętały, gdzie wcześniej miały świetnie przygotowany bufet! Cóż innego można było zrobić, od wystawienia smakowitości?


   Czym są te smakowitości? Czym sikorki karmić? Co najbardziej lubią sikorki? Otóż sikorki lubią jeść zróżnicowany pokarm. Na parapetowym płotku zawsze czeka na nie tłusta słoninka, orzechy włoskie, które wcześniej zbieramy spod orzechowca i suszymy na święta, czasami jakieś płatki zbożowe. Hitem stały się kulki w siateczce kupione w zoologicznym - sikory uwielbiają wydziobywać z nich różnorodności. Do nowości tegorocznych należy łupina orzecha kokosowego wypełniona ziarnami wymieszanymi z tłuszczykiem.


   Najczęstszym gościem parapetowego płotka są sikory bogatki zwyczajne, oraz sikory modre. Obydwa gatunki posiadają barwne upierzenie i przesympatyczne, krótkie dzióbki. Rzadziej przylatują nieco bardziej nieśmiałe kowaliki zwyczajne, które zdecydowanie częściej wydziobują słoninę, od ziarenek i orzechów. Oprócz tych małych ptaszków bywa, że swoimi bardzo krótkimi odwiedzinami zaszczyci nas również sroka. Sroki zazwyczaj próbują samolubnie zabrać jak najwięcej się da i uciec z tym w bezpieczną koronę pobliskiej jabłonki. Te duże, czarno-białe ptaki zabierają całe orzechy, większe kuleczki słoniny, a ostatnio nawet dopiero co wystawioną kulkę ziaren w siateczce!


    Jestem przekonany, że również do Ciebie sikorki gotowe są przylecieć i towarzyszyć przy porannym śniadaniu, a ich obecność na pewno przyniesie Ci wiele radości.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najczęściej czytane w ostatnim miesiącu