W polu kukurydzy i winnica
Z bajki o czerwonym kapturku, o którym pisałem w poprzedniej części, przenieśliśmy się w scenerię kina grozy lat osiemdziesiątych. Kiedy po niemal godzinnym poszukiwaniu miejscówki na obóz wyszedłem z busa, na myśl przyszedł mi tytuł filmu „Dzieci kukurydzy”. Obóz rozbiliśmy w wąskim przesmyku między gęstym lasem, a ogromnym polem bardzo wysokiej kukurydzy. W nocy działo się wiele, a wyobraźnia działała na najwyższych obrotach. Graliśmy w kalambury, śpiewaliśmy, gadaliśmy, jedliśmy, biegaliśmy po polu, straszyliśmy się wzajemnie jakbyśmy na powrót stali się beztroskimi dziećmi.