piątek, 31 maja 2013

Ekspozycja z preparowanych ludzi, czyli The Human Body Exhibition

www.human-body.pl
Jakiś czas temu dowiedziałem się, że gdzieś tam na świecie żyje ktoś, kto wymyślił sobie, że zmarłych ludzi przerobi na wystawowe eksponaty i będzie je prezentował zwykłym zjadaczom chleba. Tak to przynajmniej zostało wówczas przedstawione przez media. Oczywiście nie obyło się bez kontrowersji i głosów sprzeciwu, bo przecież jak to tak? Ludzkie zwłoki jako dzieło szalonego artysty? A gdzie poszanowanie dla zmarłych? Pochówek, nagrobek, wieczny spokój?
   Wówczas jedno wiedziałem na pewno: prędzej, czy później chciałem tę wystawę zobaczyć. Niedawno natrafiłem zupełnie przypadkiem na wzmiankę o The Human Body Exhibition, która miała przyjechać do Krakowa i Gdańska. W międzyczasie, kilkakrotnie natrafiałem na informacje o autorze wystawy prekursorze plastynacji i inicjatorze cyklu wystaw pod nazwą Body Worlds, którym jest Gunther von Hagens, o kontrowersjach związanych z pochodzeniem ludzkich ciał używanych na wystawie. Oficjalnie dawcy ciał jeszcze za życia wyrazili zgodę na stanie się częścią projektu, ale można przeczytać również, iż istnieją podejrzenia, jakoby ciała zostały zakupione od chińskich władz po wykonaniu wyroku śmierci. Fascynująca jest również technologia konserwacji zwłok, oraz ich narządów. Plastynacja – bo o niej mowa – to skomplikowany proces preparacji, polegający na usunięciu z tkanek organizmu wody, jak i tłuszczów, oraz zastąpieniu ich odpowiednimi preparatami chemicznymi. Wynikiem tego zabiegu jest zatrzymanie procesu rozkładania się ciała, nie tracąc jednocześnie jego wizualnych właściwości.

czwartek, 16 maja 2013

Przypadkowy post #1

   Jeżeli obserwujesz to, co pojawia na Przystani Snów, zapewne spostrzegłeś, że ostatnio regularnie, co czwartek publikuję coś nowego. Mam sporo czasu, który staram się jakoś spożytkować i chociaż wiem, że obok leży i czeka na mnie praca magisterska do napisania, to omijałem ją szerokim łukiem, szukając zabijających czas środków zastępczych. Jestem perfekcjonistą i bardzo lubię, kiedy to co robię jest na wysokim poziomie, a nie byłem w tak dobrej formie, aby pisać tak ważny dla mnie tekst. Patrząc na to wszystko jestem czasami wściekły na to, że mój świat układa się tak dziwnie. Kiedy miałem formę do pisania i tryskałem energią, brakowało mi czasu, którego dużo poświęcałem mojemu pracodawcy. Później było dużo stresu, przez który mało spałem i jeszcze więcej pracowałem, co mnie wykańczało. Kiedy wreszcie opanowałem kryzys i wyszedłem na prostą, wszystko runęło zaledwie jednego dnia i nagle po trzech miesiącach wytężonego procesu zamykania marketu pojawił się tak bardzo wyglądany czas. I co z tego, skoro przez ostatnie miesiące nie byłem w stanie niczego napisać? Czułem się, jakby mi ktoś założył blokadę na moją, bądź co bądź, dobrą umiejętność pisania. Swoją drogą, to niesamowite, jak okrutne w skutkach może być pojawienie się takiej psychicznej blokady.
Nowe opowiadanko i słowna wizualizacja nocnej niemocy twórczej
   Przez miesiące nie byłem w stanie skonstruować dłuższych fragmentów wypowiedzi zarówno podczas pisania krótkich opowiadań, jak i pracy, co doprowadzało mnie momentami do furii. Ale jak to mam w zwyczaju, emocje zachowałem dla siebie i jedynie, kiedy ktoś pytał o to jak mi idzie pisanie magisterki miałem ochotę wyskoczyć z siebie i stanąć obok. Ostatnio, ku mojej uciesze, blokada zaczęła pękać. Małymi kroczkami rozpocząłem odbudowywanie wiary w samego siebie, przez blog. W międzyczasie uczestniczyłem w pisaniu powieści kolektywnej, oraz wykopałem notatki i materiały do magisterki. W kwietniu, po marcowej stagnacji wreszcie udało mi się przełamać barierę w pół, a przede mną – mam nadzieję – dużo pracy nad pracą, blogiem, oraz projektami pobocznymi. 
   Po mojej prawej stronie leżą materiały do pracy magisterskiej gotowe do działania, po mojej lewej stronie zeszyt A4, który już działa: kilka stron krótkiego opowiadania, które niebawem zostanie zakończone, a w głowie (wreszcie!) zamysł na kontynuowanie mojego najważniejszego projektu, jakim jest Wewnątrz. Po cichu liczę, że po drodze wychodzenia na prostą nie spotkam większej ilości przeszkód i kiedy ktoś mnie zapyta, co tam u mnie, będę mógł szczerze odpowiedzieć, że znowu wszystko jest po mojej myśli.

czwartek, 9 maja 2013

EXPLOSEUM: WYBUCHOWE MUZEUM W BYDGOSZCZY BIS

   Pisałem wcześniej o postindustrialnym muzeum w Bydgoszczy. O Exploseum możesz przeczytać na moim blogu więcej TUTAJ, natomiast dzisiaj zaproszę Cię do obejrzenia galerii zdjęć z terenów należących do muzeum, które nie zostały jeszcze zaadaptowane do zwiedzania. Przypomnę Ci, że Exploseum, to tereny, które niegdyś należały do DAG Fabrik Bromberg, czyli fabryki materiałów wybuchowych.
   Obszar przedsiębiorstwa był ogromny. Będąc w Bydgoszczy, podczas oglądania wystawy w Exploseum znajdziesz się na bardzo niewielkim skrawku całego pofabrycznego terenu. Muzeum zajmuje się jednak dużo większą częścią byłego DAG Fabrik, która na dzień dzisiejszy nie jest przeznaczona do zwiedzania.
   Wyjątkowo w ramach cyklu spotkań Exploniedziele, chętni mogli wejść z przewodnikiem na teren trzeciej strefy muzeum, gdzie w trakcie II Wojny Światowej wyrabiane było ciasto prochowe. Wędrowanie przez lasy pełne pozostałości po budynkach było wyśmienitym doświadczeniem i pozostaje mi mieć nadzieję, że zostanie kiedyś opracowana stała trasa turystyczna po tych terenach.
   Oczywiście przedstawione na zdjęciach miejsca to tylko kolejny fragment całej, niegdysiejszej machiny. Obecnie w lasach pod Bydgoszczą znajduje się cały ogrom niesamowicie klimatycznych miejsc, a wśród nich budynki, ruiny budynków, rampy kolejowe, bunkry i kilometry podziemnych tuneli łączących poszczególne części byłej fabryki DAG.

czwartek, 2 maja 2013

Recenzja: Lake Mungo

   W zeszłym tygodniu mogłeś, drogi czytelniku, przeczytać na Przystani Snów recenzję filmu [REC]3. Dzisiaj zapraszam Cię do poświęcenia kilku chwil dla mojej opinii na temat filmu Lake Mungo – australijskiego niskobudżetowca, napisanego i wyreżyserowanego przez Joela Andersona, tytułu, który na łamach Internetu zbiera całkowicie skrajne oceny. Według mojej oceny, Lake Mungo jest horrorem wyśmienitym, gdyż obraz powstały w 2008 roku, swoim klimatem sięga głęboko do korzeni filmów paradokumentalnych i sprowadza na widza autentyczny strach. 
   Swoją przygodę z Lake Mungo rozpocząłem ładnych parę lat temu, kiedy w sieci zobaczyłem jego przykuwający uwagę zwiastun. Niestety film nie był dystrybuowany w Polsce i nie jest do tej pory, ogólnie będąc jednym z bardziej trudnych do zdobycia filmów po światowej premierze. Szczęściu trzeba pomagać i tak właśnie w godzinach późnowieczornych miałem przyjemność znowu poczuć strach. Swoim gatunkiem Lake Mungo wpisuje się między takie filmy jak Blair Witch Project, czy niedawne Paranormal Activity, dość boleśnie bijąc ten drugi na głowę. Obraz Andersona zrealizowany jest w formie filmu dokumentalnego na temat śmieci szesnastoletniej Alice Palmer.

Najczęściej czytane w ostatnim miesiącu