Któregoś dnia, kiedy zaczęło robić się już zimno, a część liści przybrało kolor jaskrawożółty, tuż po godzinie piętnastej pomyślałem, że wejdę na swój sfatygowany rower i gdzieś pojadę. Wcześniej zamyśliłem się o Myślęcinku i okolicach, zaraz po tym przypomniało mi się, że w okolicach stacji kolejowej Rynkowo zawsze chciałem pojechać w las, zamiast skręcać w asfaltówkę i dojechać do pętli tramwajowej na Gdańskiej. Cel więc miałem obrany: bliżej nieokreślona droga leśna prowadząca nie wiadomo gdzie!
W kieszeń poszła komórka z mapami GPS i Endomondo. Jedne miały mi pomóc, gdyby się okazało, że moja orientacja w leśnym terenie jest za słaba, drugie miały zapisywać całą wyprawę na mapie i przy okazji również masę ciekawych informacji. Do plecaka dwa litry wody, batonik, dokumenty i czapka. Jeszcze tylko krótkie spotkanie w McDonald's z kanapką BigMac i frytkami do tego, i o godzinie 15:57 ruszyłem w kierunku przygody.
Stacja kolejowa Rynkowo |
Po przejechaniu miasta, podążając ulicą Zaświat wjechałem do lasu i całkowicie poddałem się impulsowi nakazującemu mi wybranie w ogóle nie znanej drogi. Okazało się, że impuls ten podążał za mną tego dnia przez cały czas, dzięki czemu świetnie się bawiłem. Jadąc w nieznane pomyślałem, że sytuacja jest genialna. Wcześniej nie zdarzało mi się jechać w nieznane - znałem albo drogę, albo cel. Tutaj było inaczej i przyjemniej. Długo znałem swoje położenie. Wiedziałem, że jadę drogami równoległymi do tych, które znam, ale impuls kazał mi się zagubić bardziej, skutkiem czego było całkowite stracenie orientacji w terenie. Jeżdżąc tak w górę i dół, zjeżdżając momentami dość szybko całkiem stromymi zboczami nawet nie spostrzegłem, że zrobiłem spore koło. Później szybka refleksja: jedziemy na Rynkowo.
Po drodze spotkałem kolegę z pracy, którego z racji przywdzianego ubrania zupełnie nie poznałem. Ktoś na mnie kiwa głową i odjeżdża. Obejrzałem rower, czy wszystko ok, plecak, czy może się odpiął... Wszystko było ok. Dopiero nazajutrz się dowiedziałem kim była postać w białym kombinezonie.
Stacja kolejowa Rynkowo |
Po drodze spotkałem kolegę z pracy, którego z racji przywdzianego ubrania zupełnie nie poznałem. Ktoś na mnie kiwa głową i odjeżdża. Obejrzałem rower, czy wszystko ok, plecak, czy może się odpiął... Wszystko było ok. Dopiero nazajutrz się dowiedziałem kim była postać w białym kombinezonie.
Kiedy dojechałem do ulubionego mostu nad stacją Rynkowo musiałem przystanąć. Uwielbiam te miejsce z wielu względów, ale najbardziej za klimat i ciszę. Tą ostatnią przerwał nagle stukot nadciągającego składu. Tyle razy miałem okazję tam siedzieć, ale jeszcze nigdy nie spotkałem się z pociągiem, co naturalnie przyczyniło się do wyjęcia aparatu. Lokomotywa i jej wagony odjechały, a wraz z nimi i ja. Po kilku sekundach byłem już na skrzyżowaniu, które było moim połowicznym celem. I tutaj już przedostatni raz pojawił się impuls, którego posłuchałem niczym grzeczny chłopczyk rodziców: zamiast zgubić się na drodze w nieznane, postanowiłem się zaznajomić z Pieszym Szlakiem Brdy, a przynajmniej jego przy-bydgoską częścią. Impuls, który mną kierował tego dnia miał świetny instynkt.
Po przejechaniu kilku kilometrów zacząłem się zastanawiać, czy uda mi się dotrzeć do centrum przez zapadnięciem zmroku. Nie przepadam za ciemnością, a ciemność w lesie to ponad moje siły szczególnie wtedy, gdy jestem sam. Szybko jednak musiałem skupić się bardziej na trasie i myśli gdzieś odeszły... tymczasowo. Przede mną dość wąska ścieżka obrośnięta po obydwu stronach pokrzywami. Udało mi się przejść, ale przeprawa była godna śmiechu. Sam zresztą nie mogłem powstrzymać się od niego, kiedy zahaczyłem o wystający konar i mocując się z nim wślizgnąłem się pod rower. Leżałem chyba minutę kwicząc ze śmiechu i próbując się wydostać z dziwnego zakleszczenia. Dalej były piękne widoki.
Piękne miejsce niedaleko ulicy Jeździeckiej: 53.170077,18.010336 |
Na wysokości Smukały część widoków leśnych się tymczasowo skończyła, a słońce zaczęło powoli zabarwiać niebo na pomarańczowy kolor. Zastanawiałem się, czy nie byłoby dobrze zawrócić w kierunku centrum, albo przenieść się na Szlak Żółty i nim wrócić do miasta. Tym razem impuls podążania w nieznane podjął jedynie słuszną decyzję, o tym, że skoro jeszcze jest jasno, to warto zobaczyć, co jest dalej, jednocześnie nadal mając jakąś dziwną nadzieję, że powrót nie nastąpi po zmroku.
Kolejne kilometry odsłoniły piękne nabrzeże Brdy, które porastał las, kilka dzikich plaż i świetnych skarp. Kiedy dotarłem na kolejne skrzyżowanie szlaków zaczęło powoli zmierzchać. Według mapy PTTK kolejne takie skrzyżowanie, na którym mógłbym zawrócić na Bydgoszcz skręcając w inny szlak, było już zbyt daleko. Impuls chyba poszedł już spać. Obrałem więc Szlak Czarny i z terenów Smukały Dolnej skierowałem się na dom. Traf chciał, że tak, jak Niebieski Szlak był bezproblemowy w odnalezieniu, tak Czarny Szlak kilkukrotnie wyprowadził mnie na manowce. Raz skręciłem w lewo zbyt szybko i pojechałem za daleko wyszukując wśród drzew kolejnego znaczka.
Wracając błędnie wybraną drogą zadzwoniła do mnie koleżanka Monia. Chwilka rozmowy telefonicznej i znowu skręciłem tam, gdzie nie powinienem - tym razem szybko wracając w odpowiednie miejsce. Strasznie jest to ciekawe, że rozmawiając przez telefon często chodzimy w kółko, albo nie zwracamy uwagi na to gdzie jedziemy. W lesie było już dość mrocznie i strasznie się zdziwiłem przed chwilką, kiedy znalazłem w komórce, że Monia dzwoniła do mnie kilka minut po osiemnastej.
Kiedy przekraczając Brdę na drewnianym moście dotarłem do kilku ulic, przy których znajdują się domki jednorodzinne, na tyłach ulicy Piaski przez dobry kwadrans szukałem drogi. Koniec końców poddałem się i włączyłem GPS. Było już późno i ciemno - na tyle, że kiedy natrafiłem na dwie sarny, nie rozpoznałem w nich zwierząt, myśląc, że to jakieś konary drzew! Dopiero mapa w komórce zdradziła mi, że tak naprawdę wiem gdzie jestem.
Jadąc Piaskami zorientowałem się, że mijam kolejne drzewo ze znaczkiem Czarnego Szlaku. Teraz jednak jedyne czego pragnąłem było szybkie dotarcie do ciepłego domu. Byłem rewelacyjnie wypoczęty psychicznie, lekko wycieńczony fizycznie i szczęśliwy, że przebyłem 41km.
Skoro już zapoznałem się z lasami nad Brdą, w przyszłym roku mam zamiar wybrać się na przejechanie całego Szlaku Brdy, włączając w to noclegi pod gołym niebem, mając jedynie nadzieję, że ktoś się przyłączy.
fajna ta Twoja jesień na rowerze!
OdpowiedzUsuńuściski!:-)
Jest i wzmianka o mnie, he he :-) To już wiem, co robiłeś, gdy wymijająco odpowiedziałeś, że "nic takiego nie robisz... w lesie jesteś..." A tu proszę, jaka wycieczka i zdjęcia ładne:-)
OdpowiedzUsuń